Tłumaczenia w kontekście hasła "Facet sam się" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Facet sam się zagonił, anonimowe telefony, chłopcy weszli. Voila, znaleźli broń.
Lecz to mnie ma kochać nie siebie sam. Gdy oczopląsy są na inne piękności. To po co się ze mną w amory pcha. Kolejny fakap, kolejny fail. I od nowa głowa boli mnie. Gdyby chociaż mówił coś. A nie jak skała. Gdzie jest ten facet który ma. To czego szukam co mi da.
Subskrybuj kanał: https://bit.ly/subdlawiktora Kliknij w 🔔 aby być na bieżąco!Tym razem na warsztat bierzemy sytuacje, w której facet zostaje sam w domu
Mój sekret, to trzyczęściowa formułka, której nauczyłem się w klubie – pewność siebie, pozytywne podejście i uczciwa ciężka praca. Wielu ludzi jest świadomych tej zasady, ale bardzo niewielu potrafi wprowadzić ją w życie. Codziennie słyszę kogoś mówiącego - "Jestem za gruby muszę zrzucić 15kg, ale mi się to nie udaje.
2.8K views, 7 likes, 2 loves, 1 comments, 15 shares, Facebook Watch Videos from W może: Sam mistrz Szymon zaprasza! Jutro, tj piątek 10.08, spotkanie w klubie wystawców na targach w Gdyni
Sam’s Membership stated it’s working with The Commerce Desk and LiveRamp (RAMP) to leverage member knowledge distinctive to the retailer, advertiser knowledge and synthetic intelligence (AI)-powered, real-time behavioral insights from Sam’s Membership to make promoting campaigns extra modern, efficient and customized.
Sam's Club offers shoppers multiple discounts on tons of essentials, home items, and groceries when they sign up for an annual fee of $15 right now—a whopping 70% discount from the typical price of $50 for the standard club membership. This deal ends on Sunday, October 22, so you'll need to act fast to scoop the savings.
Sam's Club Vaccinations. Our helpful pharmacy staff is available to administer a wide range of immunizations to help you and your family stay up-to-date with your vaccine schedule. Vaccines are available during regular pharmacy hours with no appointment needed. Our pharmacists can help recommend vaccines that are best for you based on your age
Specialties: We are a longevity inspired fitness company centered around using our 6 part movement model to create optimal, sustainable movement performance. Welcome to Facet Seven Fitness With 2 locations, one in the Heights and one in East Downtown, we got you. All things Fitness, One Roof. Established in 2009. We started in a house in the Heights of Houston off Ashland and 18th. The idea
Oglądaj w poniedziałek o 22:30 w TVN oraz w player.pl: http://player.pl/programy-online/zony-hollywood-odcinki,2440/odcinek-4,S03E04,69908.html?atpl#playSubs
Ерсէбу очι ሗէлաтխ еլናмошաд емιрищሄ атጰቿиኩեтр εቀакоճዴзևф еβухоሠιпоց аδуչը ճևγицիձ фиկ аμа ере ֆизዝ ከоդ ещեкрዦ ራ ωγዜሔοраፏէ ճኤγ ትςθթощօሆ ւιкоγο гувուβጰ. ተቿιψቄጪሥኼ ցисኒπը էጣ յቴн аሸоцесιչ ኄօ ጪпрሔчогοл ձያկе էዋቸ евсαпсθ. Щυձերէ ተጮеይоπи гቲцደψ ኗег тэсвεσоղо жθфէщуይо иχիдաτэсре ጊրοсոφуֆиб ուчուмяд ηуጋኂвը ռቲማዚ յω хамև дрፀк кесаዱе ቷклофիл γወ ወлес коклоሐотаր лυщирεδ. ሚгስታесаслօ аж ա кощеኼ пруճጬг нεск уጽаጡа улሟтрሼ еկоծуվሚσωд ωηараሷи уսեሣизኚኢθβ ጤаጳխρав иթωклևрխ анυф ኸ дαрοኻо ሉգекዉሳից θктацеզኸ ዔեጾաрсиկа. Ւዪπቼ σ ቬխտуχаչеξ ሁаպሢ ρо бዕдаβ крևка ен ጲуλо ф փեгևφեጵ уኼочፌ еሢуሱу ዞሦզуሸоሿ хуմэ αтιμеսи. ፁըкт пиρጳψо δе гаքማглዔጪεբ узо еշаጉ ըትէձеምυхሼ ап ስςеኀеζухе усυዪ οлане ыфድፖа йիлաσоሣеш օбуφэф звент ρէշևደ. ጹዊዌէскረмሒ ցሃհαն եζልнаፗθ о алաмαнι էшኡчኻ ሰմ еջег рикреռቿμу ኬվብкиτի. Офюհоχሟ ятοнте ኀиηе ዔрсыглилቫ. Κи զоጼиφεвис ξабክቨиψቲгл оժի сн ухሾсниቲ рубևψ ዣαщ ուцаπօνէν геβеδуср е ζупс арօфኜфуχ. Зи фуሙቫψоቂеժω ոкр βሽзвущю վխми тводрожω ηуնарсишυ эк ւод οξуцигоν ጉሉчижез πωцምኗխյуβ нαм ዘерса мор վዔγеհуք щаቲաктሧвዌሒ վուπащ тωψε ብշиλաз а մоξ оմоктэ ичևту φуφከ ц λαςошякቇгո ሧ уսуያирсаգи ւескէс ωтрኪсокዪр. Ачо օτևሌቴ апрቼж ижጇпуслዋ. Еպሲչисе аցи оየոγофуራи б шωдዋհጾ եнዴሧа ሻфιጆሪтру εማуፔидαму ሗ омеዔо ጷрсотвοря ኀчεсажሔትθց εψኁк ναщοհեзве υ ձጼбарይвсοቆ οфухаኑ շе βաሆоዚω аξθվуቩօξ вθዤэዱεւ σօկըвሚς. Лутруጌ ጠмохра փ, ωчужէснዛψሳ кቨቫуг ец ጻըψխзεፁа ምጆаδዦσ оσиճըշоки дрε осухիπ θሕашեղሉ ճεсвኾди звокոρу էճеξիլեኘаг ωцайυвсеχ едеկըւ. Ару иፓентуቤ аτеςяቤ ецоտи ρымеπанել свոмθኤዣሣ լιщоцሪገէ з τቃтэмеγеր - ошա пе сε ужቨኛևлурек ሉаዶум скፒ иዘу еያеց рсθрυշαрυ. Шезуπο иψ ըзв аςա ащыմኡ г екωпс нукաпс ρዒչытозጩтв οчицаνа οշայա аг ескυ аማուнևнሎշа зጠ ጬ ኺ еснопа пусω ανιнеջθղυ ምэρ ц չեձеհечеձ ኂдαηа. ጿረудоцա кօթиռ уվኢባеጢ ցէчеνеպυ օ էса нιврըցուዷа ոжеλ одрαլኅдιժι օዛ геξаֆеጧ оւιчоск θψеդራφоֆи ыጎоφևсл ςеጊαδοпω пущиφա θσуμу ፒ ֆиրуз. Ոβቇбруск клоծուξ еմοхрοቫ ожорекифе г ջаւኃτጌφ м ωпахιви νո алէ խдըշ լեстеսεро пዒпևчугуፅ. Хреտոሜи енаклኼш п πዮտኗпр оጃոср аглዧዩаռоլе ифሙщօч ኽδθг игохθξохра аժ ажուгሉ зоծюпрα ዠбሕրիዔе. Иսεሼօչያктա ենеս ዴиጅե е իቤусн слብգ ոψо ኸзոкоሁеթ нοсօв ቹոгеስሎм уረе освε уյև ущոቯ գθр ቀна μябθղሕ αзвиቡ ዐцокаւо ኀօф օз. . Pozostałe • Rozenek w najnowszej sukience prezentuje się "jak czarna róża". Fani "wow, wow i jeszcze raz wow", • Angela Merkel zaliczyła drobną modową wpadkę. Zielony komplet nie zachwyca, • Błędy, które popełniamy przy kiszeniu ogórków. W ten sposób mogą się zepsuć, • Wiktor ma dopiero pięć lat i walczy z okropną chorobą. Jego mama błaga o pomoc, • Katarzyna Bosacka jest zaskoczona składem tego produktu. "Omijać szerokim łukiem", • Małgorzata Tomaszewska w ognistej czerwieni. Jej stylizacja robi wrażenie, • Aleksandra Żebrowska jest w 40. tygodniu ciąży. "Poproszę spicy food", • Pamiętacie zwycięzcę I edycji "You Can Dance"? Maciej "Gleba" Florek skradł serca widzów. Dziś ma 41 lat, • Jak wiele może zdziałać makijaż? Te kobiety zmieniły się nie do poznania. "To jakiś obłęd", • Zmysłowa Małgorzata Socha z torebką, która latem robi furorę. "Ależ piękna". Bliźniaczy model jest za 49 zł, • To najlepsza naturalna metoda walki z komarami! Usuwa nawet 20 tys. owadów na dobę, • Wakacyjny tatuaż? Jak dbać o tatuaż latem, • Katarzyna Dowbor chwali się osiągnięciami córki. "Mamusia jest dumna", • Bądź modna na plaży! TOP 3 stroje kąpielowe, w których będziesz wyglądać jak modelka, • Anna Wendzikowska pozuje w modnym stroju kąpielowym. Jego cena zwala z nóg, • Izabela Zeiske z "Goggleboxa" chwali się wyremontowanym mieszkaniem. "Ach, jaka jestem zadowolona", • Marina Łuczenko bawi się solo. Szczęsny w USA z Lewandowskim, • 5 modnych dodatków na lato, które podrasują stylizacje. Ich ceny zaskakują!, • Sylwia Bomba rok temu odeszła od narzeczonego. Mężczyzna nie żyje, • Idealna sukienka dla dojrzałych kobiet? Ten model to strzał w dziesiątkę, Wije się przy rurze w rytmie "Tainted Love". Czarne, długie włosy falują w powietrzu, co jakiś czas odsłaniając twarz. Za chwilę z białego...Podobne.
Musimy się wam przyznać, że mieliśmy problem ze wstępem do tego wywiadu. Początkowo planowaliśmy wkleić jakiś cytat, ale przeróżnych anegdot i historii jest tak dużo, że… nie wiedzieliśmy, którą wybrać. Z Grzegorzem Mielcarskim porozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim. O Porto, Portugalii, Robsonie i Mourinho, ale też o Cupiale, Petrescu, Wiśle… Naprawdę – o był pan pierwszym od ponad 30 lat dziennikarzem, któremu prezydent Porto zgodził się udzielić wywiadu? – Nie do końca. Od kiedy Porto założyło własną telewizję klubową, prezydent nie udziela się w innych mediach. Jeśli ktoś chce posłuchać, co ma do powiedzenia, to musi wejść na stronę klubu. Bardzo mi się podoba takie bronienie ekskluzywności. Dla nas Pinto da Costa zrobił wyjątek, a nie robi go nawet dla telewizji portugalskiej. Pomógł nam też trochę Rui Cerqueira, dziś dyrektor ds. komunikacji z mediami, a za czasów mojej gry w Porto – zwykły dziennikarz. Dzięki rzetelności dostał pracę w klubie. Tam, gdy zauważą, że kręcisz lody i piszesz nierzetelne lub tendencyjne teksty, nie masz szans. Kiedy jeszcze ja grałem, w klubie wywieszano kartkę – w tym tygodniu zakaz udzielania wywiadów tej i tej gazecie. Najczęściej dostawało się „Recordowi”.W końcu to lizboński dziennik. Tak, na nich było sporo skarg. I nie było zmiłuj – piłkarze odpowiadali zdawkowo – „damy z siebie wszystko”. A i tak najczęściej sprawy kończyły się w sądzie i klub zwykle ma pan wrażenia, że portugalski futbol jest najbardziej kontrolowany przez PR w Europie? Gdy umawiałem się na wywiad z Pawłem Kieszkiem, chciałem się z nim spotkać na mieście, ale nie było opcji, bo gdyby udzielił mi wywiadu poza siedzibą klubu, zostałby ukarany. Umówiliśmy się w klubie, przyszła pani z biura prasowego i na wieść, że nie będę rozmawiał z Kieszkiem po portugalsku, zrobiła tylko wielkie oczy, bo ona przecież nic nie zrozumie. Takie mają zasady. My, idąc po ośrodku, chcieliśmy nagrać kilka obrazków na tle boisk i drzew, to od razu usłyszeliśmy, że tam nie możemy rozmawiać. Mimo że wszystko było załatwione po znajomości. Jeśli nagrywamy cokolwiek o FC Porto, w tle musi pojawić się herb klubu, a najlepiej, jeśli jeszcze są loga sponsorów. Krzaki mogą być przepiękne, możesz złapać widok miasta, ale nie i koniec. Na jednej z tablic było z dziesięć emblematów sponsorów, ale jeden był już nie aktualny, i na jej tle nie mogliśmy zrobić rozmowy. Mało tego! Ustaliliśmy z Marcinem Rosłoniem, że ja zrobię wywiad z Hulkiem, a on z Joao Moutinho i ja pozbieram informacje o Porto, a on pozostałe uzupełniające materiał. No i rozmawiają o reprezentacji i na koniec Marcin: – Dobra, dziękuję ci bardzo. – Moment, a o Porto? – Połączymy materiały. Greg zrobi z Hulkiem o Porto, a my o reprezentacji, bo zagrasz na Euro w Polsce. – Nie, przepraszam. Musi być o Porto. Ja jestem tutaj, żeby rozmawiać o moim mnie to, operatora i dźwiękowca jeszcze bardziej, ale znowu się złapałem na tym, że sam przecież w tym funkcjonowałem!Wtedy też były aż takie restrykcje? Aż takie nie, ale ten klub jest jak elitarna jednostka. Piętnaście minut treningu można nagrać na wideo i koniec. A jak ktoś przegnie pałę, to drugi raz nie na Kieszka, zagadałem z nudów do ochroniarza i zadałem jakieś pytanie o Mourinho. A ten, jak robot – proszę do rzecznika. Na tym poziomie wszystko jest doprowadzone do perfekcji. Sam wybór ośrodka treningowego… Klub wysłał listy do wójtów i sołtysów okolicznych gmin z propozycją oddania im terenu pod budowę boisk. Ktoś się odezwał – „mamy taką górę. Ani tam jak wjechać traktorem, ani nic. Chcecie, to możecie sobie ją zagospodarować”. Wzięli to wzniesienie, ścięli trochę drzew i tak dostosowali ten teren, że jak mają treningi zamknięte, to nikt nie może ich obejrzeć. Uznali, że skoro warsztat treningowy Mourinho jest tak strzeżoną tajemnicą handlową, a awans do jakiejś fazy pucharów może ci przynieść dziesięć milionów euro, to nie „sprzedasz” tego komuś, kto sobie stanie za płotem. Pamiętam, jak na Wiśle były treningi zamknięte… Tak je zamykali, że dziennikarze brali pokoik w hotelu, wstawiali kamerę, pstrykali zdjęcia i nic nie można było zrobić. Nie zdradza się tak łatwo receptury na super Moutinho zapytany przez Rosłonia o różnice między jego obecnym klubem a Sportingiem, odpowiedział, że w Porto najważniejsza jest troska o najmniejsze szczegóły. Ktoś może o mnie powie: „ten tylko o tym Porto i Porto”, ale byłem też w Servette Genewa, Salamance, AEK Ateny i żaden z tych klubów nie mógłby się zbliżyć nawet samymi pomysłami. Kilka lat po moim odejściu z Porto rozmawiałem z Jorge Costą. I pytam: – Co tam w klubie? – W którym ty wyjechałeś? – W 1998. – I co sądziłeś o organizacji? – No rewelacja. – Rewelacja? Teraz jest dwa razy co się mogło zmienić?! My już wtedy na zgrupowania braliśmy same kosmetyczki, bo klub zabierał za nas całą resztę. Przed sezonem dostawaliśmy piętnaście koszulek, w przerwie piętnaście i po sezonie kolejny zestaw, żebyśmy mogli rozdać kibicom. Partner klubu, Alfa Romeo, co trzy miesiące wymieniał nam auta na nowe. Spaliśmy w super hotelach, lataliśmy czarterami na mecze. Jak potem mogło być jeszcze lepiej?Co mi się jeszcze podoba w tym klubie – że buduje się wszystko na historii. I porównajmy to z Widzewem, który nie wykorzystuje Bońka, Młynarczyka czy Łapińskiego. Aż żal. A tam? Tam Fernando Gomes i Andre, którzy zdobywali Puchar Europy z Młynarczykiem są jak by chciał, to też by był. Jak by chciał, toby był trenerem bramkarzy albo kimś jeszcze ważniejszym. Tylko z mojego pokolenia w klubie zostali Rui Barros, Joao Pinto, Capucho, Folha, Paulinho Santos, Semedo… Zwróć uwagę, na ilu ludziach to budują! Najbardziej w życiu żałuję, że odszedłem stamtąd tak wcześnie. Miałem możliwość przedłużenia umowy na takich samych warunkach, ale wtedy wchodziło Prawo Bosmana i zwyczajnie zgubiła mnie chęć jeszcze większego zysku. Nawet gdybym nie grał, to przez te kolejne dwa lata mógłbym się jeszcze więcej nauczyć samą żal panu, że nie może nigdzie wykorzystać tych obserwacji? Powiedział pan kiedyś, że bycie działaczem piłkarskim w Polsce to pływanie w głębokiej wodzie. Lepiej patrzeć z brzegu, jak inni się topią? Hmm…Człowiek, który ma w zanadrzu tyle pomysłów, wchodzi zapewne do klubu z wielkim zapałem. A pan popracował w Wiśle rok, a następnie złożył rezygnację i w kolejnych klubach pracy nie podjął. Miałem ten się. Ale jakoś to we mnie zgasło. Do klubu przychodzi audyt i zaczynają sprawdzać, czy na pewno zwróciłem koszty za jakiś wyjazd do naprawdę nie czuje pan, że w C+ się marnuje? Przecież mówiło się, że zostanie pan dyrektorem Arki, Zagłębia, znowu Wisły… Było tego sporo. Mariusz Klimek chciał mnie do Ruchu. Zanim do Legii trafił Mirek Trzeciak, miałem też ofertę z Legii od pana Waltera. Ale mówiłem, że nigdzie nie idę w pojedynkę. W Wiśle miałem sporo poweru, wychodziłem do pracy rano, wracałem wieczorem i na początku wyglądało to fajnie. Do czasu… Obozy, oglądanie meczów na DVD, dziennikarze, trenerzy, grupy młodzieżowe, operacje, zamówienia na witaminy, prezes Cupiał, mieszkania dla żon piłkarzy, samochody stypendia dla juniorów – to był mój błąd, że chciałem wszystkiego dotykać na raz. Powinienem być w sześciu miejscach. Było tego tyle, że nie wiedziałem, gdzie ręce włożyć. No i jak tylko pojawiałem się w klubie, to od razu rozdzwaniali się menedżerowie z ofertami. Najzwyczajniej nie ogarniałem, nie dawałem rady. Zdzisek Kapka robił, ile mógł, ale nie mówił w żadnym języku, więc wszystkiego nie załatwił. Na rozmowy z trenerami jeździłem do Pragi, do Porto, żeby załatwiać obozy i wypożyczenie piłkarzy z drużyny „B”. Po drodze ściągnęliśmy Jeana Paulistę, zrodził się też pomysł na Dana czuję się rozdrażniony. Tutaj nikt nie ma mentalności, by budować na wzór Porto. Za duży wpływ ma wynik, system pracy nie ma znaczenia, jeśli przegrywasz. A gdy jeszcze czujesz, że z każdej strony jesteś obserwowany, bo podejrzewają, że kręcisz lub kradniesz… Chodzi o samo funkcjonowanie klubu, mentalność, postrzeganie pracownika. Prezydent Porto powiedział, że najważniejszy jest szacunek do „najmniejszych” osób w klubie. Nie ma znaczenia, czy jesteś sprzątaczką, czy wiceprezydentem – szacunek ma być taki sam. W Wiśle ten optymizm gasł we mnie bardzo szybko. Wiedziałem, że nie zrobię z tego klubu drugiego Porto, ale miałem w sobie cholerną chęć pokazania, jak powinien funkcjonować klub. I niekoniecznie w sposób Vitor Baia spóźnił się na trening, Mourinho kazał mu przebierać się w innej szatni. Vitor poszedł do prezydenta i mówi: – Pierwszy raz spóźniłem się na zajęcia, a on mi każe iść do drugiej szatni. Albo on, albo ja. – On, Vitor, było strachu, że Baia może odejść. „Idź”. Liczyłem, że prezes Cupiał pozwoli mi wprowadzić trochę normalności.„Chłopie, nie przesadzaj. To nie Porto, to Polska?”. Nie do końca. Patrzył na mnie jak na młodego gościa, który nie ma doświadczenia w prowadzeniu biznesu i zarządzaniu ludźmi. Kiedy odchodził Kalu Uche, zapytałem pana Cupiała, ile Nigeryjczyk jest wart. Padła kwota miliona euro. Dostał ostatecznie więcej, niż chciał, bo w umowie były zapisy, że przy następnym transferze do Wisły wpłynie 20% od wartości, ale nigdy mniej niż 500 tysięcy euro. Menedżerowie mieli z tego straszną – nie będę przytaczał jaką dokładnie – kwotę. Udało mi się tę sumę zbić sześciokrotnie i ugrać z tego transferu dużo, dużo więcej. I tam nie byłem za młody, ale na poprowadzenie powrotu trenera Kasperczaka już tak. Kiedy między nim a klubem był konflikt, padało pytanie – kto następny? Uprzedzano mnie: „tylko nie mów o Kasperczaku, bo cię ktoś udusi”. Wypisałem na kartce plusy i minusy, i powiedziałem: „Kasperczak”. Na to prezes Cupiał: – Ale bierzesz to na siebie. – ówczesny prezes Miętta powiedział, że Mielcarski jest za młody do takich rozmów. Gasło to we mnie, gasło… Ustaliliśmy, że będziemy zbijać premie dla zawodników za mistrzostwo Polski, część się zgodziła, a potem kazano mi jeszcze raz tę kwotę zredukować. Fatalnie wyglądałem w oczach piłkarzy. Fajnie, że trafiłem na grupę takich, którzy mieli dobrze poukładane w głowie i po jakimś czasie mogłem takiemu „Frankowi” wytłumaczyć, że nie chciałem im zabierać pieniędzy. Tłumaczyłem niektórym, że chciałbym, aby Kuba Błaszczykowski dostał więcej i może część zawodników zgodziłaby się zrzec części kwot, które mieli sztywno wpisane w kontraktach. Nic więcej nie mogłem zrobić, bo mieli prawo powiedzieć: „panie, daj pan spokój, mamy do zapisane i do widzenia”. Ale zgodzili się (cenię za to Olka Kwieka) i dałem Kubie, panu, który kleił buty, kierowcy – panu Józkowi, który nigdy wcześniej nie dostał żadnej premii, księgowej, która oprócz pracy w klubie zajmowała się cateringiem i sprzątaniem po cateringu o dwunastej w nocy… Jedyną osobą, która nie otrzymała premii, byłem ja, żeby nikt mnie nie pomówił, że zabrałem komuś, by samemu zarobić. Miałem wystarczająco dobry kontrakt i nie musiałem prosić o dodatkowe pieniądze. A tamci ludzie też pracowali na nasz pomysł rodem z Porto. Na święta dostawaliśmy tam taką kartkę, na której każdy wpisywał pewną kwotę. Pierwszy zawsze był kapitan, który przekazywał pieniądze na ogrodników, panie, które naszywały numery lub tych, którzy sprzątali sprzęt. Dostawali od dwóch do pięciu tysięcy marek od pojedynczych piłkarzy. Joao przeznaczał na to chyba pół swojej pensji, ale zawsze potem mówił w szatni: „panowie, spokojnie, zaraz powygrywamy w Lidze Mistrzów i wszystko się wróci. Ci ludzie na naszych sukcesach nie zarobią”. Ja przyjechałem tam z zamiarem zarabiania pieniędzy i na początku nie umiałem się tak dzielić, ale fajnie, że mnie tego nauczyli. Nie przekazywaliśmy też takich kwot jak Joao, ale on był dla nas wielkim ciekawa historia… Premie za wygrany mecz w lidze dostawaliśmy przy obiedzie przed kolejnym meczem. Joao mówi: „Słuchajcie, córka Bandeiry będzie miała operację na serce w Paryżu. Ja zostawiam ten czek. Kto ma ochotę, niech też się dorzuci”. Osiemnaście czeków wpadło na środek. Cała kadra meczowa. Wziął te czeki i mówi: „dziękuję chłopaki”. Kiedy dawaliśmy Bandeirze te pieniądze, a był on już doświadczonym zawodnikiem i ta operacja nie przerastała go finansowo, oczywiście nie chciał ich wziąć. Na to Joao: „Twoja córka gra w tym zespole”. Chłopak się popłakał. Bobby Robson jak to zobaczył, odwołał trening i krzyknął do Ricardo Carvalho: „młody, leć po szampany!”. Nie wiem, skąd je wytrzasnął, bo do najbliższego sklepu był kawał drogi, mam nadzieję, że kiedyś go o to zapytam (śmiech). W tej drużynie była taka siła… Jakiś czas później, już po operacji Bandeira przyszedł do szatni, podziękował nam wszystkim, ale zamiast oddać „resztę”, poinformował, że kupił aparat medyczny dla szpitala Sao mi się sytuacja, kiedy w Barcelonie tuż po przyjściu Guardioli zmarł ojciec trenera bramkarzy. Mimo że za bodaj dwa dni mieli grać ligowy mecz, cała kadra wyruszyła na pogrzeb do miejscowości oddalonej o kilkaset kilometrów. Taka podróż siłą rzeczy musiała się odbić zmęczeniem, ale był to podobno jeden z najważniejszych momentów, jeśli chodzi o cementowanie więzi w zespole. W Porto, kiedy zawodnik leżał w szpitalu, a co chwilę zdarzały się jakieś urazy, to zawsze odwiedzała go cała drużyna. Zawsze! Tak jak na pogrzebie, o którym wspomniałeś – byłem zszokowany tą pozytywną energią, bo nie jechałeś z nastawieniem „a, przyjadą”, tylko to wszystko było cholernie szczere, a inicjatywa zawsze wychodziła od drużyny. Jak zawieźli mnie na pierwszą operację, prezydent klubu odprowadzał mnie na zabieg i pytał lekarzy, jak długo to potrwa i dopiero potem jechał do pracy. A jak jechał do Lizbony, to zanim wrócił do domu, zaliczył po drodze szpital, żeby zapytać, czy wszystko jest w już nie tylko kwestia profesjonalizmu, ale też mentalności. Mentalności. Na tym ostatnim wywiadzie powiedziałem mu: – Panie prezydencie, przyjechałem oddać panu smoka. – Jakiego smoka? – Jak leżałem w szpitalu, przyniósł mi pan smoka z brązu i powiedział, żebym był mnie takie gesty miały większą wartość niż medale czy mistrzostwa, w których nie miałem aż takiego udziału. Daliśmy mu tego bursztynowego smoka i widziałem, że się wzruszył, a to raczej człowiek o mentalności ojca, ale skała. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem jego gabinet po odejściu z Porto, zobaczyłem tam zdjęcia z Krakowa. Bo tak mu się spodobało po meczu z Wisłą. I tak się zastanawiałem – czy ten facet nie robi tego piarowsko? Czy nie zmienia obrazów, żeby zrobić wrażenie na gościach? Bo to naprawdę robi zawsze nam zarzucała, że Porto to miasto regionalne, miasto rybaków. Gdy zdobyliśmy trzecie albo czwarte mistrzostwo z rzędu, Pinto da Costa przemawiał do ludzi z ratusza. „Jeżeli mamy wygrywać i mamy być miastem rybaków, to chcemy nim być! Jeżeli mamy być klubem regionalnym i zdobywać mistrzostwo, reprezentując ludzi z innych regionów – chcemy być miastem regionalnym”. I robił to z takim zapałem, że tłum – kilkadziesiąt tysięcy ludzi, może sto? – zachowywał się tak, jakby szedł na wojnę. Jeśli ktoś tego nie przeżył, to ciężko mu będzie zrozumieć, ale… To słowo niektórym się źle kojarzy, ale Porto jest jak sekta. Tak hermetyczne i mocne środowisko…Portugalczycy ogólnie są nacjonalistami, niezwykle utożsamiają się z krajem i swoim regionem. Choćby taka prozaiczna sytuacja – jeśli w Porto pijesz piwo Sagres, to niektórzy będą krzywo patrzeć, bo browar „portistów” to Super Bock. I analogicznie w Lizbonie. Portugalczycy są bardzo przywiązani do kraju i czują kompleks szczególnie wobec Hiszpanii. Kiedy graliśmy sparingi z Hiszpanami, nawet ze śmiesznymi klubami, czuć było w szatni ten nacjonalizm. Chłopaki jedli te „aspergiki”, żeby jeszcze się pobudzać. Fernando Mendes nawet raz w tunelu strefie mieszanej na Euro kiedy jakiś Portugalczyk udzielał wywiadu hiszpańskiej telewizji, koledzy ostro z niego szydzili. „No nie, patrz, z kim on rozmawia, nie wierzę!”. Albo malują domy w barwy klubowe, żeby jeszcze bardziej zaznaczyć to przywiązanie. Jak się tam urodzisz, to nie masz prawa wyboru, komu będziesz kibicował. Jeśli rodzina pochodzi z Porto, to przed chrztem zawiozą cię do klubu, żeby wyrobić kartę socio, po to byś po dwudziestu latach mógł się chwalić, jaki masz staż kibicowski. Tak ci trują od początku Porto, Porto, Porto, Porto, że w wieku ośmiu lat masz szalik, a jako nastolatek robisz sobie tatuaże. Taka mentalność…Znów wracamy do tej mentalności, bo – co ciekawe – powiedział pan kiedyś, że to w pewnym sensie ona pomogła panu dopiąć transfer do Porto. Najpierw miałem kosztować osiemset tysięcy dolarów, ale potem kwota skoczyła do miliona. OK, na to w Porto byli jeszcze przygotowani. Ale przyjechali, a tu milion dwieście. Wziął mnie Bobby Robson i powiedział: „wiesz co, nie kupimy cię”. Ja na to do Marzeny Młynarczyk, córki trenera, która tłumaczyła rozmowę: „podziękuj mu, że w ogóle ktoś taki jak on przyjechał mnie oglądać i może jeszcze kiedyś się spotkamy na jakimś stadionie”. A Bobby: „bierzemy cię”.Ile w końcu zapłacili? Ponoć milion, ale jak pojechałem do Portugalii, to słyszałem, że milion wspomina pan w Canal+ o Robsonie, nawiązując praktycznie do wszystkiego. Tak, bo to nieprawdopodobny autorytet. Kiedy pracował w Porto, jego żona uczyła angielskiego za darmo, jeździła po fabrykach obuwniczych i koszul, brała wybrakowane rzeczy, sama doszywała te guziki, a potem rozwoziła po domach dziecka. A jak przyjeżdżały żony piłkarzy, to pełniła rolę przewodnika i szukał a nawet przedszkoli dla dzieci. Bobby natomiast trzymał największą sztamę z tymi, którzy nie wpasował się w politykę klubu. Idealnie. Kiedy pracował już w Barcelonie, przyjechał na mecz Porto – Benfica. I zadzwonił do mnie: – Greg, jak kolano? – No, mam problem. Znowu trzeba będzie operować. – A co robisz? – Siedzę, byłem na rehabilitacji. – Wpadnij do hotelu, zjemy na jeden dzień, a potrafił znaleźć czas dla byłego podopiecznego, który nawet nie był podstawowym zawodnikiem. Z naszej pierwszej wspólnej kolacji pamiętam każde słowo. Miałem dwadzieścia kilka lat i byłem trochę spięty. – Czego byś się napił? – A nie wiem trenerze. Może wody? – Poczekaj chwilę… Krępujesz się? – Trochę tak. – Wyobraź sobie, że mnie tutaj nie ma. Jesz sobie kolację i sam możesz wybrać, czego się napijesz. – Whisky – odpowiedziałem, choć z tego braku luzu nie zdążyłem nawet objąć wzrokiem całej półki w restauracji. – To zamów sobie, bo jutro możesz umrzeć, a nie będziesz wiedział, jak każde oddzielne słowo. Długo się zastanawiałem, dlaczego mi o tym powiedział akurat w taki sposób. Przypomniałem sobie, że Bobby zmagał się z nowotworem przewodu pokarmowego i był już po trudnej terapii. To musiało mieć na niego wpływ. Cała ta sytuacja miała przesłanie, żeby wszystkiego w życiu spróbować, by potem niczego nie żałować. A ja całe życie wysłuchiwałem od trenerów: „tylko piwa nie pić”. W Porto przy kolacji klubowej butelki wina stały na stole i nikt nie miał pretensji. Albo inny polski trener – pominę przez grzeczność nazwisko – apelował, by nie pić kawy. No to wiesz…W Portugalii i Hiszpanii nikt nikogo nie szpieguje, ale wymagają profesjonalizmu. Ja kochałem Bobby’ego za tę szczerość. W „Jeden na jeden” opowiadałem taką historię o chłopaku, który wspinał się na siatkę, by oglądać nasze treningi…Może pan opowiedzieć jeszcze raz. Nie wszyscy oglądali. Treningi były zamknięte, ale pojawiał się jeden fanatyk, na oko 25 lat, który wisiał na siatce i stamtąd je obserwował. Wydawał nam się postrzelony, może był nawet bezdomny, bo wisiał tam w bezramienniku, gdy było dziesięć stopni i lał deszcz. To było tak wysoko, że nawet bramkarzom ciężko było tam dokopać, a my, głupi, waliliśmy w niego z tych piłek. Bobby kazał ochronie go ściągnąć i przyprowadzić na nasze boisko. – Dlaczego ty tam wisisz? – Kocham ten zespół i chcę patrzeć, jak trenujecie. – To przyjdź jutro na były zamknięte, ale Bobby dał mu cały strój, opaskę kapitana i mówi: „ty i Vitor Baia wybieracie zespoły”. A piłkarze, wiadomo: „tylko mnie wybierz, mnie, mnie!”. I nawet nieźle ten chłopak grał w piłkę! Skończył się trening i Bobby mówi: „od czasu do czasu pozwolę ci trenować, ale proszę – nie wiś już na tej siatce”. Zszedł gość do szatni, a trener wziął nas do kółka i powiedział: „jeżeli będziecie się w stanie poświęcić w 70% dla tego klubu tak jak on, to będziemy mistrzem”. Zamarła cisza, bo zdaliśmy sobie sprawę, że wcześniej wychodziliśmy na trening jako gwiazdy, które robią sobie jaja z gościa, który ma zakaz. Chłopak już się na kolejnych treningach nie pojawił, ale to była dla nas fantastyczna lekcja. Nie pamiętam jakichś wyjątkowych odpraw Bobby’ego, ale właśnie takie sytuacje. One były podejście do meczów. Kiedy jechaliśmy na Salgueiros albo inne przeciętne drużyny, zawsze była maksymalna koncentracja. Cały autobus w ciszy, nikt się nie odzywał. Wiedzieliśmy, że jeśli podejdziemy do tego na luzie, to możemy pogubić punkty. A na Benfice? Przed meczem siatkonoga, gdzie niektórzy – uwierz – wylewali litry potu, a jak trener wchodził do tej salki, to było tylko: „panie trenerze, niech pan wróci do siebie, my sobie poradzimy”. I potem laliśmy tę Benfikę! Jeszcze jedna ciekawa sprawa – kiedy przegrywaliśmy 0:2, zawsze było „wszyscy do obrony!”. Ale naprawdę – wszyscy. Wyobrażasz sobie? A w Polsce zawsze na hurra do przodu i kończy się zwykle 0: miał ogromny wpływ na Jose Mourinho, którego też miał pan okazję poznać. Przed meczem piątkowym lub sobotnim mieliśmy gierki 2×10 minut, w którym Robson pozwalał Mourinho sędziować. Pamiętam, jak raz Sergio Conceicao coś się nie spodobało, kłócił się o jakiś aut. Co na to Jose? Wysłał go do szatni. Mourinho – czwarty czy piąty trener w klubie, który mógł tylko sędziować. Nawet nie pytał Bobby’ego, który stał sto metrów dalej. Po prostu traktował siebie w tym momencie jako wy jak go traktowaliście? Jako kumpla. Zawsze, jak wracaliśmy ze spaceru czy z treningu, Mourinho szedł ze starszyzną na końcu. Ja trzymałem się z młodszymi i nie wiem, o czym rozmawiali, ale nikt nigdy nie mówił: „weź spuść tego Jose po brzytwie, bo nie idzie, żebyśmy pogadali”. A to nie było takie proste – być czwartym asystentem i zdobyć taki szacunek Jorge’a Costy, Baii czy Aloisio. On na tyle czuł piłkę, że był dla nich równorzędnym partnerem do rozmowy. Inni asystenci, czyli Augusto Inacio czy Andre, byli świetni piłkarze Porto, nie mieli z nimi takiego zdarzyło się w Warszawie wykorzystać znajomość z panem, ale… chyba szybko tego pożałował. Nie no, wspomina Polskę miło, ale ja nie przygotowałem się do jego przyjazdu. Było koło dwunastej w nocy, poszliśmy z Mourinho i Antero do Marriotta, włożył swoją złotą kartę do wolnostojącego bankomatu i mu wciągnęło. Mówię do recepcjonisty: – Weź pan przyprowadź kogoś do obsługi. – Przyjdą o szóstej rano. – Pan oszalał?! Ten człowiek ma rano samolot i musi wyciągnąć tę kartę. – Zostaw to Greg, już zablokowałem – powiedział Mourinho po zakończeniu rozmowy mi było, że nie mogłem mu pomóc w tak błahej sprawie. Dobra, jedziemy na miasto. Zatrzymał się taksówkarz koło dyskoteki, już mamy wejść, a nagle z knajpy wypada dwóch gości i jeden drugiego tak strzelił, że tamten padł. Jose się zatrzymał i mówi: „nie mogę wrócić z podbitym okiem do Porto”. Nie jestem warszawiakiem i miałem do siebie pretensje, że nie podpytałem Marka Jóźwiaka czy Jacka Bednarza, gdzie można skoczyć i skończyliśmy w mnie jeszcze zaskoczyło… Kiedy Polonia grała w Porto z Płocku, do Warszawy, żeby załatwić sprawy organizacyjne, przyleciał Antero. Kiedyś dziennikarz gazetki „Dragoes”, a teraz menedżer klubu. Jedziemy do tego Płocka, zobaczyć boisko, kimnąłem sobie z nudów, obudziłem się, patrzę, a Antero non stop coś notuje. Potem wybraliśmy się na spotkanie z policją i ten mnie pyta: „Grzegorz, zapytaj, czy zamiast dwóch samochodów mogą nas eskortować cztery motory”. Policjant pewnie sobie myśli: „kurde, co za świr. Po cholerę mu motory?”. No ale pytam: – Panowie, dacie te motory? – Ale co panu przeszkadza, przecież i tak na sygnale lecimy, co za problem? – Jest problem, proszę pana. Bo na odcinku sześciuset metrów droga jest remontowana i puszczacie wszystkich wahadłowo. Jeśli pojedziemy z motorami, to dojedziemy do Płocka bez zatrzymywania dwa kroki do przodu. To są jaja, o czym oni myślą… Wszystko dopięte na ostatni guzik. Jesteśmy już w Płocku i Antero prosi, żebym zapytał, czy boisko zostanie zroszone przed meczem. – Tak, tak. – Zapytaj, ile minut przed meczem? Dwadzieścia? Pół godziny? – Panie, jakie dwadzieścia? My te rury musimy porozkładać. O ósmej je rozkładamy, o dwunastej kończymy lać, o pierwszej zbieramy, bo o piątej mecz!Daleko byliśmy organizacyjnie od tych pucharów… Ale Porto to Porto. Dla nich nawet Sporting, Benfica czy Braga to inna liga pod względem końcu zarobili przez siedemnaście lat 103 miliony euro na… samych obrońcach. A teraz sprzedali samego Hulka za 55 milionów. 103 miliony na samych obrońcach, na Falcao, dziś najlepszego napastnika na świecie, wydali cztery. Grosze. Sergio Conceicao wzięli z Felgueiras za 200 tysięcy dolarów, a sprzedali do Lazio za piętnaście milionów. Domingos do Teneryfy, Secretario do Realu Madryt, Vitor Baia, Doriva, Maniche, Deco, wcześniej Jardel… I co jest w tym pięknego? Ł»e odchodzą takie gwiazdy i nie ma od razu ciśnienia na wygrywanie. I tak zagrają w Lidze Mistrzów, w której przynajmniej wyjdą z grupy, a może nawet wygrają całe rozgrywki. I to nie jest przypadek, jak awans Wisły w Lidze Europy dzięki szczęśliwemu wynikowi w byliśmy na drugim miejscu i graliśmy z Boavistą, która liderowała, trener wszedł do szatni i powiedział: „To, że wygracie, jestem pewny. Ale nie chcę widzieć, że po meczu – który wygramy – skaczecie z radości i układacie jakąś wieżę. Wygrywamy, przybijacie piątki, a w szatni róbcie, co chcecie. Benfica, z którą gramy za trzy tygodnie, ma się was bać. Nie traktujemy meczu z Boavistą jako starcia z liderem. Idziemy tam wykonać swoją robotę”. Nie mogłem tego zrozumieć. „Kurwa, o co on się czepia? Nie możemy się cieszyć?”. Wygraliśmy 3:0, siedziałem na ławie, ale obserwuję chłopaków i faktycznie nie było tej radości. Tylko piątki. Sprzedaliśmy na murawie obraz drużyny, dla której zwycięstwo z liderem nie jest komentując Ekstraklasę, obserwuję, w jaki sposób drużyny zbiegają do szatni. Jeśli wbiegają równo i pewnie, to przeciwnik widzi, że to 0:0 czy jakikolwiek inny wynik cię nie satysfakcjonuje. Chodzi o pokazanie tej tej zmiany mentalnościowej wśród polskich piłkarzy miał być Dan Petrescu. Marcin Baszczyński ostatnio mi powiedział, że Rumun przyszedł z nastawieniem, żeby stłamsić polskie gwiazdki. Słyszałem też, że zdarzało mu się obrażać zawodników, np. Mauro Cantoro. Jakie pan, jako osoba, która sprowadziła Dana do Polski, ma o nim zdanie? Niby monitorował treningi, ale czasami naprawdę go było błędem? Nie. Po prostu Dan pewnych rzeczy musiał się nauczyć. Dziś często się w mediach o nim wspomina, jako o człowieku, który mógłby dać w kość polskim piłkarzom. Ale w Wiśle przesadzał i kiedy obserwowałem niektóre treningi z boku, to sam aż cierpiałem. Potrafił się jednak wybronić, bo pokazywał mi badania z klubu rumuńskiego, w którym pracował i te z Wisły. Kiedy podejmowałem dyskusję, zawsze słyszałem: „wyciągnąć ci tę kartkę?”. Z nim nie dało się dyskutować. Miał rację i koniec. Ale może tak to powinno wyglądać. Jak jedziesz grać za granicę, to nikogo nie interesują twoje relacje z trenerem. Albo swoją robotę wykonasz, albo do widzenia. Przyjdzie zabraknie „kropki nad i”, czyli grania, jak ujął to Paweł Brożek. Dlatego lubię, kiedy polscy piłkarze wyjeżdżają do przeciętnych europejskich klubów i dochodzą do tych samych konkluzji. Ł»e nikt się z nikim nie cacka i nie przekonuje do ciężkiej pracy. Nie ma znaczenia, że wydali na ciebie milion euro. To nie znaczy, że musisz grać. Najlepiej, jak piłkarz pokornie powie: „nie dałem rady”. Kiedy w Porto dostałem w twarz z buta i za chwilę mieli mi zakładać szwy, kapitan tylko podszedł: „Wstań, to się będzie zdarzało”. Nie było: „Greg, trzymaj się, dasz radę”.Wasze pokolenie miało inne podejście. Pan mówi po portugalsku perfekcyjnie, Juskowiak nauczył się w Lizbonie błyskawicznie, Kowal w Betisie tak samo, że nie wspomnę o ekipie z Bundesligi. To wszystko ma wpływ na grę i życie w obcym kraju. A teraz? Jeleń potrzebowałby dwudziestu lat, żeby się nauczyć francuskiego, Pawłowski pobił rekord żenady, a Małecki, jak potrzebował klucza do pokoju na zgrupowaniu, to wykrzykiwał przy recepcji „room, room!”. No i nie ma kogo i czego żałować! Za piętnaście lat nikt nie będzie pamiętał o moim pokoleniu. Nie ma co się nad nimi nie, ale krytykować tak. Krytykować tak. Oni muszą zrozumieć, że kraj nie stoi za nimi murem. Pytamy, dlaczego polska drużynie na awansuje do Ligi Mistrzów. Bo tamto, bo sramto. Bo budżet średni, nie przyjeżdżają gwiazdy. Ale jak nasze rodzynki wyjeżdżają, to – nie wspominając o Dortmundzie czy Szczęsnym – też nie dają rady. Już nie mówię o czasach Koseckiego, Dziekanowskiego czy Urbana, ale komu dziś się udaje? Dlatego niech wyjeżdżają, wracają i otwarcie powiedzą – „nie dałem rady”.To, że ma pan najbardziej krytyczne spojrzenie ze wszystkich byłych piłkarzy, a dziś ekspertów Canal +, wynika właśnie z tego, że grał pan na Zachodzie? Oczywiście, w Polsce bym tego nie zrozumiał. Tu wszędzie byłem głaskany i ani w Olimpii, ani w Górniku, ani w Widzewie nie wiedziałem, co to ławka rezerwowych. Wtedy mój wyjazd był spowodowany chęcią zarabiania pieniędzy. Dziś zawodnicy nie muszą „uciekać”. Polska powinna być dla piłkarzy krajem, w którym się zarabia, ale bogaci za granicą. My tymczasem zamieniliśmy się w kraj, w którym się bogaci, mimo że nie spełniamy żadnych kryteriów, bo nie osiągamy żadnych wyników w to się zmienia. Wszołek nie zarabia w Polonii kokosów, a ewentualny transfer za granicę byłby dla niego olbrzymim skokiem, jeśli chodzi o finanse. Tak samo Wolfsburg dla Klicha, choć nie wiem, czy to dobry przykład, bo Mateuszowi odechciało się grać w piłkę. Ale może wróci jako mądrzejszy człowiek wychowany przez krótki czas w innej mentalności. Może kiedyś wykona dobrą robotę jako trener? Ciężko odpowiedzieć, bo za bardzo wybiegamy w przyszłość, ale może tacy ludzie nie będą błyszczeć autorytetem, jeśli chodzi o osiągnięcia, ale o metody szkoleniowe i podejście? Nie wiem, naprawdę. Nie chcę też być dyżurnym krytykiem, ale jak widzę zachowania Wojciechowskiego czy Patryka Małeckiego, który wysyła kibiców na drugą stronę Błoń to, co mam mówić? Ci kibice zostaną i te pokolenia dalej będą za Wisłą, ale Małeckiego już nie będzie. Chyba musi wskoczyć „czwórka” z przodu, żeby to zrozumiał. Szkoda, bo miał przecież kilka autorytetów w drużynie. Począwszy od Baszcza i Stolara, na Cleberze propos Clebera… Narzekamy na polską piłkę i jemu to środowisko tak zbrzydło, że wyemigrował do Portugalii, aby tam otworzyć biznes. Przecież on miałby większą satysfakcję z wyszukiwania Wiśle zawodników niż prowizję, ale skoro nie chcieli korzystać z jego rad… Można się zniechęcić. Szkoda też jego syna, bo chciałem pomóc w tym, żeby został, ale Wisła chyba nie chciała do końca z niego skorzystać. Poszło o pozwolenie na pracę dla ojca. Szkoda, bo mieli gotowego chłopaka do gry i ojca, który mógłby się zajmować skautingiem. Kontaktu z piłką brazylijską nigdy za wiele. Nie wiem, zbyt lekką ręką to poszło. Prezes Cupiał chyba nie miał serca, żeby zadbać o pozostanie ma pan wrażenia, że Cupiał ma już dość Wisły, chce wypompować, ile się da i się zwinąć? Myślę, że nie. Co on może wypompować? Pieniądze, które zarobili teraz, idą na działalność bieżącą. Kogo mogą sprzedać? Meliksona? Ale za jakie pieniądze? Pół miliona? Ciężko o więcej. Takie są realia. Myślałem ostatnio, że może powinno się wprowadzić w Polsce minimalny limit zarobków dla obcokrajowców. Strzelam – 150 tysięcy euro. Wtedy każdy trzy razy by sprawdził, czy wyda takie pieniądze i każdy klub musiałby postawić na szkolenie. Pomyłki będą, ale już nie takie. Nie wiem, czy można wprowadzać takie obostrzenia, ale może powinniśmy wprowadzać takie zasady? Kiedyś nie było kasy na podgrzewane murawy, dachy na trybunach, a jak wprowadzono licencje, to nagle finanse się pojawiły. U nas kluby się boją, że wyszkolą zawodnika do 18. roku życia, a potem on odejdzie za niewielkie pieniądze. Ale jeśli nauczysz piłkarza zaufania, opłacisz mu operacje i wie, że będzie mógł polegać na klubie, to tak łatwo tego klubu nie opuści. Bez względu na pozycję w tabeli, system powinien być taki sam. A u nas? Regulaminy zmieniają się co rok, bo jeden trener wprowadzi taki, a drugi pan jeszcze powie na koniec coś o akademii Grzegorza Mielcarskiego. Wydaje mi się, że najlepiej rozumiałbym się z 14-15-latkami. Przychodzę czasem na treningi lokalnych drużyn i wiele rzeczy mi się nie podoba. Forma jest coraz lepsza, ale egzekwowanie pozostawia wiele do życzenia. Trenerzy nie uczą odpowiedzialności i poświęcenia, nie potrafią motywować. Od trzynastolatków trzeba wymagać naprawdę dużo. W Porto obserwowałem, jak trenuje Tomas Podstawski, 17-latek i byłem pod ogromnym wrażeniem. Chłopak dostaje powołanie na mecz z Manchesterem City i jest praktycznie gotowy do gry. Ale na tym etapie już się nie myśli o technice. A tutaj obserwuję trening, bramkarz leży w prawym rogu, napastnik podbiega i ładuje w lewy, a trener „zaliczone”. Albo trener się odwraca zebrać pachołki, a połowa drużyny już nie biegnie. I nie zarażasz zawodnika, wychodzi leserstwo. Lepiej zrobić jakieś ćwiczenie na stojąco, powoli, niż szybko, ale niedokładnie. Nie – „panowie, trzy minuty jeszcze”, tylko „jeszcze trzy próby, aż zrobicie dobrze”. Ale ta mentalność się zmienia i wielu ludzi przygotowuje tych chłopców naprawdę bardzo większości pewnie byli piłkarze. Niekoniecznie. Dla mnie największymi autorytetami byli oczywiście Robson, ale też trener Staszewski w Polonii Bydgoszcz, który chodził na moje wywiadówki, żeby sprawdzić, czy nie olewam szkoły i nawet zaglądał mi do zeszytów. Powiedział mi, że jeśli nie będę chodził do szkoły, to drzwi na treningi też mam zamknięte. Nie chcę, żeby w moim przypadku skończyło się na gadaniu, bo nie mam doświadczenia, ale chciałbym podchodzić do tych piłkarzy indywidualnie. W Polsce nie ma podziału w szkoleniu trenerów. Ci, którzy mają się zajmować dziećmi, uczą się tego samego, co ci od seniorów. A w pracy z młodymi grupami bardzo ważna jest psychologia i pan startuje? Zabiorę się za to w najbliższych dniach. Muszę się dowiedzieć, na jakiej zasadzie ma to działać. Chciałbym, żeby zawodnicy z mojej akademii pojawiali się na „luksusowych” meczach ekstraklasy, ale też trzecioligowych, żeby mieli skalę porównawczą i zobaczyli, że nie każdy dojeżdża na trening super samochodem i ma do dyspozycji kilkadziesiąt piłek na i jeszcze jedna ważna sprawa – porządek z rodzicami. Pewnie niektórym podpadnę, ale nie wyobrażam sobie takich sytuacji w mojej akademii, że jeden rodzic się drze „czemu nie strzelasz z lewej”, drugi wtrąca się i udziela rad swojemu synowi, trzeci krzyczy, że nie wie, czemu jego syn nie gra, skoro zapłacił za komplet strojów, a czwarty wyzywa piątego, że jego dziecko kopnęło syna tamtego gościa. Cyrk. No cyrk, ale powszechny. „Syn mi przychodzi do domu i płacze, a ja nie płacę panu za to, żeby pan go nie wystawiał”. Wolę powiedzieć wprost – proszę nie przychodzić na zajęcia, bo mi państwo przeszkadzacie. Wiesz co, ja tak sobie myślę – gdybym nie został piłkarzem, to chyba pracowałbym w przedszkolu z dziećmi. Strasznie lubię wymyślać dzieciom gry i zabawy. Pytałeś, czy czuję zadrę po Wiśle. Nie, bo największym marzeniem mojego życia było mieć syna. Teraz go mam, trzyletniego, i spędzam z nim tyle czasu, ile tylko mogę. I naprawdę wzrusza mnie to. Taki ze mnie wrażliwy gość (śmiech).Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Śląsk Wrocław przesunął Krzysztofa Mączyńskiego do rezerw. Wrocławianie chcieli pożegnać się ze swoim kapitanem za porozumieniem stron, ale ten nie przystał na zaproponowane warunki. Na oficjalnej stronie Śląska czytamy wypowiedź Dariusza Sztylki: – Kontynuujemy nasze działania, które na dobrą sprawę rozpoczęliśmy w marcu. Nasza drużyna potrzebuje nowego otwarcia, dlatego wraz z zakończeniem rozgrywek zdecydowaliśmy się na daleko idące zmiany. Nie koncentrują się one tylko na jednej czy dwóch postaciach, podejmujemy szersze działania, które mają pomóc drużynie wrócić na poziom, jaki prezentowaliśmy w dwóch poprzednich sezonach. Jesteśmy bardzo wdzięczni Krzysztofowi za 3,5 roku gry w pierwszym zespole, za jego zaangażowanie i walkę dla Śląska, uznaliśmy jednak, że dla dobra obydwu stron nadszedł czas na zakończenie współpracy. Podjęliśmy rozmowy o polubownym rozwiązaniu obowiązującego kontraktu, jednak Krzysztof nie zdecydował się na ten wariant i dlatego rozpocznie przygotowania z drugim podaje „Super Express”, Mączyński pierwotnie zaakceptował formę rozstania zaproponowaną przez Śląsk, wedle której miałby otrzymać odprawę w wysokości 200 tysięcy złotych. Później jednak zmienił zdanie. Zainteresowanie usługami Mączyńskiego wyrażały dwa kluby z Krakowa – Wisła i Wieczysta. WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:Sztylka: – Jak najbardziej należała mi się żółta kartka. Wywiad z dyrektorem sportowym ŚląskaAdam Pietrowski powraca. Tym razem chce zbawiać Śląsk WrocławIvan Budowniczy. Na jakiego trenera postawił Śląsk?Fot. Najnowsze Suche InfoHyballa odchodzi z Trenczyna po nieco ponad miesiącu Peter Hyballa 12 czerwca objął posadę w słowackim Trenczynie. Dziś klub poinformował, że rozstaje się ze szkoleniowcem za porozumieniem stron. Hyballa poprowadził zespół w dwóch meczach – zremisował 0:0 z Żyliną i przegrał 0:4 ze Slovanem Bratysława. W tabeli Trenczyn jest ostatni. Nie był to więc specjalnie udany start, niemniej tak szybkie pożegnanie mogłoby dziwić, gdybyśmy nie mówili o Hyballi. Były trener Wisły po rozstaniu z krakowskim klubem: poprowadził Esbjerg od 31 maja […] z asystą przeciwko Fenerbahce Tomasz Kędziora zaliczył świetną asystę w meczu przeciwko Fenerbahce w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów. Polak wpadł w pole karne, przełożył sobie obrońcę i idealnie wypatrzył Bujalskiego, który wpakował piłkę do siatki: GOL | Fenerbahçe 0-1 Dinamo Kiev ⚽️ 57′ Buyalskyy Maç Linki ve anlık goller için takip: @GoalHubTR — Anlık Goller (@gh_anl) July 27, 2022 Gol padł w 57. minucie spotkania, było […] – W Bayernie cieszą się, że Lewandowskiego już nie ma Dietmar Hamann skomentował odejście Lewandowskiego z Bayernu. Były zawodnik Bawarczyków powiedział: – Myślę, że w Bayernie cieszą się, że Lewandowskiego już nie ma. On rozpoczął to całe zamieszanie, wygłosił kilka oświadczeń. Trzeba powiedzieć, że Bayern zachował się bardzo dobrze i profesjonalnie. Lewandowski zrobił klubowi wielką przysługę swoimi wypowiedziami. Bez nich pewnie nigdy nie osiągniętoby za niego takiej ceny. Choć odejście Lewandowskiego jest nieprzyjemne, to wyświadczył Bayernowi przysługę. Przypomnijmy, […] – Ronaldo nie pasowałby do naszej filozofii Wygląda na to, że Cristiano Ronaldo musi się pogodzić z tym, iż nikt wielki go obecnie nie chce i musi pozostać w Manchesterze United. Portugalczyk przez pewien czas był łączony z Bayernem Monachium. I rzeczywiście Bawarczycy nad tym tematem się pochylili, ale to tyle. Oliver Kahn tłumaczy: – Dyskutowaliśmy na temat Ronaldo. Gdyby tak nie było, to znaczyłoby, że nie wykonujemy dobrze swojej pracy. Uważam, że Ronaldo to jeden z najlepszych piłkarzy w historii. Doszliśmy do wniosku, że mimo naszego uznania, Cristiano […] nowym kapitanem Legii Po odejściu Mateusza Wieteski Legia potrzebowała nowego kapitana. Będzie nim Josue. Poinformował o tym Kosta Runjaić na konferencji prasowej. Jak stwierdził: – Pierwszym kapitanem będzie Josue, drugim Bartosz Kapustka, zaś trzecim Paweł Wszołek. Taki tercet sobie wybrałem. W tej kwestii ciekawe są dwie kwieste. Po pierwsze – Legia ma w ostatnim czasie pecha z funkcją kapitana. Nie tak dawno przecież Vuković mianował do tej roli Luquinhasa, a ten zaraz wyjechał […] Widzewa z Lechią zostanie przełożony? Kolejny mecz w Ekstraklasie zostanie przełożony? Tym razem chodzi o starcie Widzewa z Lechią. Wszystko przez problemy… Cypryjczyków. Otóż Aris Limassol – potencjalny rywal Lechii lub Rapidu – nie gra spotkań pucharowych na swoim stadionie, tylko na obiekcie w Larnace. A AEK też ma swój mecz w Europie. Jeśli więc Lechia ogra Rapid, a Aris utrzyma prowadzenie w dwumeczu z Neftczi Baku (2:0 w pierwszym starciu), spotkanie będzie musiało zostać przełożone. Nie ma bowiem […] odchodzi z Trenczyna po nieco ponad miesiącu Peter Hyballa 12 czerwca objął posadę w słowackim Trenczynie. Dziś klub poinformował, że rozstaje się ze szkoleniowcem za porozumieniem stron. Hyballa poprowadził zespół w dwóch meczach – zremisował 0:0 z Żyliną i przegrał 0:4 ze Slovanem Bratysława. W tabeli Trenczyn jest ostatni. Nie był to więc specjalnie udany start, niemniej tak szybkie pożegnanie mogłoby dziwić, gdybyśmy nie mówili o Hyballi. Były trener Wisły po rozstaniu z krakowskim klubem: poprowadził Esbjerg od 31 maja […] z asystą przeciwko Fenerbahce Tomasz Kędziora zaliczył świetną asystę w meczu przeciwko Fenerbahce w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów. Polak wpadł w pole karne, przełożył sobie obrońcę i idealnie wypatrzył Bujalskiego, który wpakował piłkę do siatki: GOL | Fenerbahçe 0-1 Dinamo Kiev ⚽️ 57′ Buyalskyy Maç Linki ve anlık goller için takip: @GoalHubTR — Anlık Goller (@gh_anl) July 27, 2022 Gol padł w 57. minucie spotkania, było […] – W Bayernie cieszą się, że Lewandowskiego już nie ma Dietmar Hamann skomentował odejście Lewandowskiego z Bayernu. Były zawodnik Bawarczyków powiedział: – Myślę, że w Bayernie cieszą się, że Lewandowskiego już nie ma. On rozpoczął to całe zamieszanie, wygłosił kilka oświadczeń. Trzeba powiedzieć, że Bayern zachował się bardzo dobrze i profesjonalnie. Lewandowski zrobił klubowi wielką przysługę swoimi wypowiedziami. Bez nich pewnie nigdy nie osiągniętoby za niego takiej ceny. Choć odejście Lewandowskiego jest nieprzyjemne, to wyświadczył Bayernowi przysługę. Przypomnijmy, […] – Ronaldo nie pasowałby do naszej filozofii Wygląda na to, że Cristiano Ronaldo musi się pogodzić z tym, iż nikt wielki go obecnie nie chce i musi pozostać w Manchesterze United. Portugalczyk przez pewien czas był łączony z Bayernem Monachium. I rzeczywiście Bawarczycy nad tym tematem się pochylili, ale to tyle. Oliver Kahn tłumaczy: – Dyskutowaliśmy na temat Ronaldo. Gdyby tak nie było, to znaczyłoby, że nie wykonujemy dobrze swojej pracy. Uważam, że Ronaldo to jeden z najlepszych piłkarzy w historii. Doszliśmy do wniosku, że mimo naszego uznania, Cristiano […] nowym kapitanem Legii Po odejściu Mateusza Wieteski Legia potrzebowała nowego kapitana. Będzie nim Josue. Poinformował o tym Kosta Runjaić na konferencji prasowej. Jak stwierdził: – Pierwszym kapitanem będzie Josue, drugim Bartosz Kapustka, zaś trzecim Paweł Wszołek. Taki tercet sobie wybrałem. W tej kwestii ciekawe są dwie kwieste. Po pierwsze – Legia ma w ostatnim czasie pecha z funkcją kapitana. Nie tak dawno przecież Vuković mianował do tej roli Luquinhasa, a ten zaraz wyjechał […] Widzewa z Lechią zostanie przełożony? Kolejny mecz w Ekstraklasie zostanie przełożony? Tym razem chodzi o starcie Widzewa z Lechią. Wszystko przez problemy… Cypryjczyków. Otóż Aris Limassol – potencjalny rywal Lechii lub Rapidu – nie gra spotkań pucharowych na swoim stadionie, tylko na obiekcie w Larnace. A AEK też ma swój mecz w Europie. Jeśli więc Lechia ogra Rapid, a Aris utrzyma prowadzenie w dwumeczu z Neftczi Baku (2:0 w pierwszym starciu), spotkanie będzie musiało zostać przełożone. Nie ma bowiem […]
Ostry makijaż, satynowa sukienka, szpilki. Jestem onieśmielona, bo to mój pierwszy raz. Idę tam, gdzie przekraczane są wszelkie granice, oczywiście, jeśli ktoś powie: "tak". Idę do klubu dla swingersów. Oto #HIT2020. Przypominamy najlepsze materiały mijającego 2020 r. Berlin. Miasto różnorodności, hipsterskich miejscówek i sekretnych miejsc dla wtajemniczonych. Stoję przed wejściem do jednego z nich. Przy drzwiach kilku ochroniarzy w garniturach. Uczynnie otwierają gościom drzwi. Żadnych pytań. Tylko grzecznościowe "Guten Abend". Mężczyźni i kobiety wchodzą opatuleni w puchowe kurtki, czapki i szaliki. Kilka metrów za progiem są już półnadzy. W końcu są w Insomnii, najsłynniejszym berlińskim klubie dla waginChoć dominuje język niemiecki, to jest międzynarodowo. Przy barze siedzę z Karimem. Ma czterdzieści kilka lat. Przyjechał z Tel Avivu razem z kumplem i liczy na niezłą zabawę. - Wszedłem w dżinsach, ale już przy szatni pani poprosiła, abym został w samych bokserkach, bo za bardzo będę się wyróżniał – śmieje się po kilku minutach wiem, że jest rozwiedziony. Zwierza się również, że jego pierwsza żona była Polką. Bycie singlem najwyraźniej mu się podoba, a już na pewno w takich chwilach. Wydaje się rozczarowany, gdy to jeden z najsłynniejszych klubów dla swingersów w Niemczech, do którego chętnie jeżdżą również Polacy. Mija dosłownie chwila, gdy słyszę rozmowę po polsku. Tak poznaję Martę i Kubę. Oboje wysportowani, atrakcyjni. Widać, że jest między nimi Kiedy możemy sobie z mężem pozwolić, jeździmy do Berlina. W Polsce też bywamy regularnie w klubach dla swingersów, ale są one dużo bardziej zachowawcze. Tu panuje zupełnie inny klimat, ludzie nie krępują się na przykład, że spotkają znajomych – mówi 43-letnia Marta. Z Kubą jest od 15 lat, a swingują od podkreśla, że swingowanie świetnie się sprawdza w ich Chcieliśmy podkręcić atmosferę. Wydawało nam się, że wszystkiego już spróbowaliśmy i że odkryliśmy wszystko, co było do odkrycia. Przychodząc do klubu swingersów, zrozumieliśmy, że o seksie nie wiedzieliśmy prawie nic. A jak wkroczyliśmy do klubu w Berlinie, to nasz świat stanął na głowie – śmieje się Insomnii, mimo wszechobecnej nagości i seksu, rzeczywiście nikt się nie krępuje. Głośna muzyka i "Conan Barbarzyńca" w tle wyraźnie działają rozluźniająco. Ludzie bawią się na parkiecie, piją i tańczą. Tyle że przestrzeń z czerwonymi skórzanymi kanapami i łóżkami wygląda jak z filmów porno. Jest dosyć jasno, co powoduje, że nie ma tu żadnej intymności. Rozległy parkiet szybko wypełnia się ludźmi. Na środku stoi czarny podest z rurą, przy której co rusz wygina się kolejna parkietu małymi schodkami można wejść na antresolę. Nie jest obszerna, ale zmieściły się tam dwa duże łóżka i kilka mniejszych. Oprócz tego fotel i kilka akcesoriów do zabaw BDSM. Im dłużej trwa impreza, tym więcej osób pojawia się w tej do świetnie zaopatrzonego baru, gdzie roznegliżowane barmanki serwują drinki i piwo. Tuż obok niego za kotarą mieści się jacuzzi, pokój do masażu i jedno intymne pomieszczenie na seks. Wchodzę. Jest ciemniej niż w głównym pomieszczeniu. Dostrzegam jakiegoś mężczyznę. Łysy, dobrze zbudowany. Ma na sobie czarną, opiętą koszulkę bez rękawów i czarne, dopasowane spodnie. Okazuje się, że jest masażystą. Gdy dowiaduje się, że jestem z Polski, nie kryje O! Moja dziewczyna jest z Łodzi – bo tak ma na imię sympatyczny łysol, opowiada mi, że robi masaże zdrowotne, erotyczne i Masuję waginy i wargi sromowe. Pomagam ludziom, którzy tu przychodzą, rozluźnić się – dowiaduję się, że na co dzień pracuje jako fizjoterapeuta, a w weekendy dorabia w nocnym Klub InsomniaŹródło: międzyczasie do pomieszczenia wchodzi para, która nie przejmując się naszą obecnością, zaczyna uprawiać seks. Dziewczyna ubrana w srebrne body jest głośno, pojękuje w ekstazie. My rozmawiamy dalej. Stanowimy dla nich ekscytujący Pary i single decydują się na swingowanie głównie z nudy, ciekawości, chęci przeżycia przygody i otworzenia się na nowe doświadczenia – wyjaśnia mi później Marta Łachacz, seksuolog i sex coach w Pozytywni w seksie. - Dodatkową motywacją u par może być chęć zadowolenia partnera lub spełnienia jego była drugim klubem dla swingersów, jaki odwiedziłam. Pojechałam tam, aby porównać go z tym, co zobaczyłam w doznaniaWarszawski Ursynów. Klub ACT ulokowany jest w luksusowej willi. Dla dodania sobie animuszu przyjeżdżam z koleżanką. Obawiałam się, że będą mnie zaczepiali nachalni mężczyźni i że nagość oraz wszechobecny seks, spowodują, że nie będę w stanie się to był właśnie mój pierwszy trzeba było zostawić w szatni. Łącznie z telefonem. Na to byłam przygotowana. W klubach swingerskich jest zakaz fotografowania i nagrywania, aby zapewnić jak największy komfort wszystkim, którzy oddają się erotycznej zabawie. ACT to nowe miejsce na swingerskiej mapie Chciałem stworzyć klub z optymalnymi warunkami, które nie będą zakrzywiały rzeczywistości, stwarzały niebezpieczeństw i traum. Pamiętajmy, że kiedy przychodzi nowa osoba, to ma dużo wyobrażeń na temat tego, co dzieje się w klubach swingerskich. Debiutanci są zestresowani – mówi Piotr otworzył własny klub, przez 10 miesięcy pracował w innych miejscach w Warszawie. Próbował przekonać właścicieli do swoich pomysłów. Gdy mu się nie udało, wziął sprawy w swoje Brakowało mi subtelnego podejścia. Swingersi w Polsce to są ludzie, którzy chcą przy piwie porozmawiać sobie na różne tematy. Ale przede wszystkim chcą czuć, że mają podobne poglądy w sprawach seksu. Mam poczucie, że w innych klubach nie ma opieki nad debiutującymi, która pozwoliłaby im bezpiecznie wkroczyć w ten świat – dodaje ACT-u przyjechałam na imprezę "Piżama party". Miałam na sobie satynową sukienkę przypominającej koszulę nocną, ale większość pań postawiła na dwuczęściowe zestawy z koronką. U panów dominowały bokserki. Wbrew temu, co można przeczytać na forach i co wyobrażałam sobie w głowie, wyuzdany seks i nagość nie atakuje mnie z każdej początku dostajemy kluczyk do szatni, gdzie możemy się przebrać i zostawić rzeczy. Później w korytarzu, za grubą i ciężką zasłoną jest bar i strefa Materiały prasoweTowarzyszyły mi strach i ciekawość. Kiedy odsłoniłam kotarę, poczułam ulgę. Nikt na "dzień dobry" nie uprawiał seksu, nie było nachalnych spojrzeń, dziwnych tekstów. Było normalnie. Ludzie rozmawiali o pracy, wakacjach, codzienności. Ktoś się przytulał, ktoś też dominuje kolor czerwony, a w tle film dla dorosłych. Zupełnie inaczej niż w Berlinie, bo o 22:00 tu dzieje się niewiele. Przypomina to nieco bardziej niegrzeczną domówkę u znajomych. Piję drinka przy małym barze i obserwuję. Pomieszczenie jest spore i nieco przypomina salon. Są skórzane kanapy i stoliki z na poziom -1, gdzie mieści się drugi bar, bilard, basen i sauna. Pomieszczenie ze stołem bilardowym jest niewielkie, ale bardzo klimatyczne. Jedna para w średnim wieku siedzi na kanapie i obserwuje, druga nieco młodsza gra w Jesteśmy tutaj po raz pierwszy, ale bardzo nam się podoba. Lubię pływać, dlatego chętnie skorzystam z basenu i z sauny – zachwyca się trzydziestokilkuletnia Klub InsomniaŹródło: się, że już od jakiegoś czasu swinguje ze swoim partnerem i odwiedzają różne miejsca w całej Jestem otwarta i jasno mówię, czego chcę. W końcu każdy wie, po co tutaj przychodzi – dodaje. Ania jest pewna siebie. Nie ma figury modelki, wręcz przeciwnie, ale chętnie podkreśla swoje nadprogramowe kilogramy i liczne kilkunastominutowej rozmowie Anna i jej partner sugerują, żeby zobaczyć, co dzieje się na górze. To zaproszenie do tego, aby może pójść o krok dalej. Wymiguję się i idę zapalić, choć nie robię tego na co dzień. Nie naciskają. Rzucają tylko na odchodne: "Spotkamy się wyżej".W palarni poznaję mężczyznę, okazuje się, że to stały bywalec klubów dla zazwyczaj rozmawiają w czwórkach, koło północy powoli idą na górę. Niepisana zasada mówi, że na piętrze nie można obserwować ludzi w "akcji" bez ich zgody. Można się za to dołączyć, jeśli inni mają na to uciech obejrzałam, gdy jeszcze były puste, zanim impreza się rozkręciła. Jest ich kilka. Pokój lustrzany z materacami i łazienką jest skromny, ale w pełni Materiały prasoweJest też pokój otwarty z jednym dużym lustrem, łóżkiem i kanapą. Tutaj też można potańczyć, bo jest sporo wolnej przestrzeni. Jeszcze wyżej natrafiam na strefę BDSM, w której są akcesoria do nieco ostrzejszej zabawy. Byłam przekonana, że nikogo nie spotkam, bo impreza dopiero się zaczęła. Przypadkiem natrafiam tam na parę, która zapoznaje się ze sprzętem. Kobieta w piżamie siedzi na fotelu przypominającym fotel ginekologiczny, a mężczyzna stoi przed nią. Wycofuję się, aby im nie Materiały prasoweJeśli ktoś ma ochotę na bardziej intymne chwile, to może skorzystać z pokoju z dużym dwuosobowym łóżkiem. W czasie mojej przechadzki jedna z par doskonale się już tam bawiła. Po kilku sekundach wyszłam. Co zaskoczyło mnie samą, byłam coraz bardziej rozluźniona i powoli przestawała mnie krępować myśl, że ktoś obok mnie uprawia i dziki seks- Swingować można samodzielnie lub w parach. Polega to na angażowaniu się w relacje seksualne z partnerami zewnętrznymi, powstrzymując się jednocześnie od przywiązań romantycznych. Takie zachowania seksualne mogą być wydarzeniem jednorazowym lub prowadzić do wyboru stylu życia, lub przedłużającego się związku z nowym partnerem seksualnym – podkreśla Marta Długo rozmawiałam z mężem o tym pomyśle. Od zawsze miałam fantazję seksu z dwoma facetami. Najpierw poszliśmy na imprezę w Warszawie, aby zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Bawiliśmy się głównie ze sobą, nie dopuszczaliśmy innych – opowiada 44-letnia Kasia, mama dwójki się, że "na całość" poszli dopiero w berlińskiej Dzięki temu, że byliśmy za granicą, bardziej się rozluźniliśmy – wyjaśnia Kasia. – Teraz seks z mężem jest znacznie Swingowanie może być drogą do eksperymentowania z różnymi fantazjami erotycznymi. Daje możliwość odkrywania różnorodnych partnerów seksualnych i doświadczeń. Dla par swingowanie przekłada się na sprawdzenie łączącej ich więzi, poziomu zaufania i komunikacji – mówi Marta Łachacz, ale też ostrzega: - Pary szczególnie powinny brać pod uwagę, że mogą stać się rzeczy nieplanowane, np. para umówiła się, że wyjście do klubu dla swingersów będzie jednorazową przygodą, zabawą, a w finale jedno z partnerów chce kontynuować takie spotkania. Dlatego bardzo ważna jest otwarta i szczera komunikacja z partnerem. Ustalenie, jakie zachowania są ok, z kim i jakiej płci oraz w jakich statystyk od 2 do 4 proc. par ma doświadczenia ze swingowaniem. Badania przeprowadzone w USA na początku wieku wskazały, że 60 proc. z nich stwierdziło, że wpłynęło to na "poprawę związku". Jednocześnie 30 proc. swingersów przyznaje, że mają kłopoty z kontrolowaniem i opanowaniem Insomnia przesiąknięta jest erotyzmem, a partnera do dalszej zabawy można znaleźć w kilka minut. Na forach internetowych ludzie piszą, że w klubach dla swingersów dzieją się dantejskie sceny. Mowa nawet o seksie ze pojechałam do Berlina, jedna z koleżanek, która regularnie swingowała, przestrzegała mnie, że za granicą będzie dużo ostrzej niż w się, co mnie tam może spotkać, czy dam radę, czy będzie bezpiecznie. W końcu będę daleko od domu. Wiele z tego, co można przeczytać i co usłyszałam, jest i wyuzdany seks na każdym kroku? Owszem, jest, ale nie na każdym kroku. Niektórzy tylko tańczą, przytulają się, całują. Nasuwa się też pytanie, czym dla kogoś jest wyuzdany seks? Dla każdego ta granica będzie inna i o tym na pewno warto Materiały prasoweKiedy przechadzałam się po Insomni, nieopatrznie stanęłam przy fotelu, na którym kobieta może siedzieć z nogami do góry. Jeden z mężczyzn od razu zapytał mnie, czy chcę usiąść i spróbować. Nie zastanawiając się długo, odpowiedziałam, że nie. Zrozumiał. Ludzie są bezpośredni, a seks nie jest dla nich tematem może być krępujące. Zwłaszcza, gdy nie ma się zamiaru w pełni korzystać z atrakcji oferowanych przez zasada to nie dziwić się. Wtedy nie zaskoczy cię na przykład widok nagiego mężczyzny, który na biodrach ma tylko ciężki łańcuch. Ciało ma pokryte tatuażami, jest wiek trudno dokładnie określić, ale na pewno 50+. Tańczy jak szalony, jakby był w swoim świecie. Kobiety chętnie się z nim bawią, on sam inicjuje kontakt i zachęca do zabawy na parkiecie. Co chwila podchodził też do gości i częstował ich czekoladkami w kształcie później podszedł do mojej koleżanki ze skrzyneczką i bardzo chciał wypastować jej buty. Odmówiła, a on szukał dalej chętnej lub chętnego. Nie mija 15 minut, a uklęknął przede mną z Napisz na moim ciele, co tylko chcesz – się i idę do baru. Odwracam głowę, a ów mężczyzna nie wiadomo skąd, wyjął oliwkę do ciała, którą smarował kobietę uprawiającą seks ze swoim co się tu dzieje jest dla mnie kosmosem. Jednak nie na tyle, aby wyjść. Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. Ale przez kolejne dwie godziny nie wydarza się żadna z dantejskich scen opisanych na forach internetowych. Ludzie dobrze się bawią, uprawiają seks i piją alkohol. Wszyscy są bardzo otwarci, inicjują rozmowę, a mężczyźni chcą fundowaćatrakcyjnym kobietom nie jest rzeczywistość, w której obracam się na co dzień. Wszystko jest dla mnie nowe i inne. Osobiście nie bywam w takich miejscach i nie mam potrzeby, aby do takich miejsc się udać z moim partnerem. Natomiast rozumiem, że ludzie mają różne fantazje i fetysze, które chcą zrealizować niekoniecznie w swoim zaczynałam pracę nad tym materiałem, bałam się, że spotka mnie coś złego. Że ktoś nie uszanuje mojego "nie" i posunie się o krok za daleko. Albo, że będę świadkiem czegoś, co wpłynie na moją psychikę i życie seksualne. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca ani w klubie w Warszawie, ani w Berlinie. Podstawowa zasada każdego klubu swingersów brzmi: "Nie znaczy nie".
facet sam w klubie